Ołówkowa czarna
spódnica, jest!
Koszula, jest!
Czarne szpilki, są!
Jeszcze tylko lekki
makijaż i włosy spięte w koński ogon i mogę wyruszać. Minęłam
parę zakrętów i wsiadłam w tramwaj, który zawiózł mnie prawie
pod samą siedzibę My Town. Weszłam do ogromnego szklanego budynku.
Redakcja jest na ósmym piętrze, do windy. Pierwsze, drugie,
trzecie. Jest. Stukot moich obcasów rozległ się po korytarzu.
Denerwowałam się, bardzo! A co jak pójdzie źle? Jeżeli nie
spodobam się im? Jeżeli nie spodoba się im forma mojego pisania?
-Panna Allen? -
wysoka kobieta zwróciła się w moją stronę z lekkim uśmiechem.
To mój czas, to ten czas, w którym mogę wypłynąć jako
dziennikarka. Rozmowa, parę trudnych, parę dziwnie łatwych pytań.
Chyba wybrnęłam. Pan Carter traktował mnie profesjonalnie i nie
dawał mi żadnej ulgi, tak mi się wydawało. Zadzwonią, zadzwonią
dziś. Czy nie tak się mówi tym, którzy się nie dostali? Chyba
tak. Eh... Szłam do windy szybkim tempem, jakbym bała się tam być,
jakbym bała się, że zaraz ktoś mnie zawoła i zada takie pytanie,
na które nie będę w stanie odpowiedzieć. Metalowe drzwi otworzyły
się, a przede mną ukazał się mężczyzna. Cholera to Liam, co on
tu robi? Jednak po chwili przypatrywania się na niego odkryłam, że
parę cech różni go od Hollawaya. Trochę jaśniejsze włosy,
delikatniejszy wzrok, który, o cholera, tkwił na mnie! Chyba
zorientował się, że na niego patrzę. Uśmiechnął się, no tak
rozbawiłam go swoim idiotycznym zachowaniem. Kretynka! Szybko
minęliśmy się w drzwiach dźwigu, nie patrzyłam na niego,
skupiłam się na wciśnięciu przycisku, dzięki któremu udam się
na parter, do wyjścia. Czemu są tacy podobni?! No niech was szlag
Liamie Hollaway i przystojny nieznajomy. Niech was szlag!
Co chwilę zerkałam
na ekran telefonu. Minęły dwie godziny od spotkania, dwie!
Próbowałam już chyba wszystkiego by się uspokoić. Niestety nic
nie pomagało. Krążyłam po domu sprawiając, że stukot obcasów
odbijał się echem od ścian. Dzwoni! Dzwoni telefon?!
-Olivia Allen,
słucham – powiedziałam szybko do słuchawki.
-Będę za
piętnaście minut pod blokiem – znów ten Liam. Znów on.
-Nie mam czasu na
to, cześć – szybko odłożyłam słuchawkę czekając na telefon,
ten najważniejszy. Stukałam pomalowanymi na miętowy kolor
paznokciami o stół. Dzwonek do drzwi? Dzwonek? Podniosłam się
rzucając ostatnie spojrzenie na telefon, jakby miał zadzwonić w
ostatnim momencie. Jeszcze spoglądając na blat stołu otworzyłam
drzwi. Dopiero wtedy się odwróciłam.
-Dlaczego niby nie
masz czasu? - szorstki głos rozniósł się po korytarzu. Zrobił
krok do przodu, chciał wejść, więc wpuściłam go. Szybko
ruszyłam do pokoju.
-Cóż za
fantastyczny widok – mruknął, musiał patrzeć na mnie gdy szłam.
No tak cały czas się nie przebrałam.
-Wyglądasz
seksownie w tej spódnicy – stanął tuż za mną i wymruczał mi
to do ucha. Wzdrygnęłam się czując jego oddech na mojej skórze.
Ten ciepły oddech, to jedyna czuła rzecz w całym nim.
-Przestań Liam.
Powiedziałam, że nie mam czasu – westchnęłam i usiadłam na
krześle, by już nie stał za mną. Podciągnęłam trochę moją
spódnicę i założyłam nogę na nogę.
-A ja pytałem,
dlaczego? - spojrzał na mnie przenikliwie opierając dłonie o
oparcie krzesła naprzeciwko mnie. Speszyłam się, zawsze tak było
gdy na mnie patrzył. Delikatnie się zarumieniłam i odwróciłam
wzrok.
-Czekam na ważny
telefon – mruknęłam, dlaczego tak właściwie się tłumaczę?
-Ważniejszy ode
mnie? - zapytał groźnie. Zacisnęłam palce na krańcu materiału
mojej spódnicy.
-Liam wyobraź
sobie, że nic nas nie łączy – mruknęłam wstając z krzesła.
Chciałam przejść do kuchni, jednak chłopak skutecznie mnie
zatrzymał i przyciągnął do siebie.
-Jeszcze zobaczymy
– warknął patrząc na mnie tak bardzo przenikliwie. Po chwili
stałam w salonie sama, całkiem sama. Z zamyślenia wyrwał mnie
dźwięk telefonu.
-Olivia Allen –
przedstawiłam się gdy odebrałam połączenie.
-Witam, z tej
strony Amanda Morled, sekretarka pana Cartera. Dzwonię w sprawie
stażu w gazecie My Town. Została pani przyjęta i proszę się
stawić w redakcji jutro o godzinie ósmej – usłyszałam przyjemny
głos w słuchawce. Tak! Dostałam się! Dlaczego więc się jakoś
nie cieszę tak jak powinnam?
-Przyjdę,
oczywiście – uśmiechnęłam się jakby moja rozmówczyni miała
to zobaczyć, na koniec rzuciła jedynie „do widzenia” i
połączenie zakończyło się. Patrzyłam jeszcze na ekran telefonu,
a dokładniej na numer Liama. Zadzwonić? Po jakimś czasie
potrząsnęłam głową nie wierząc, że mogłam o tym myśleć.
To mój pierwszy
dzień. Pierwsza poważna praca. To już nie zbieranie truskawek
gdzieś daleko za granicą. Nie do końca wiedziałam, czy nadaję
się do tej pracy. Moje biurko, moje własne. Co prawda, nie miałam
własnego biura. Do pomieszczenia wprowadziła mnie Amanda, kazała
mówić do siebie po imieniu. Stały tam trzy biurka koloru jasnego
dębu. Za jednym z nich siedziała Michele Dolay, pracowała tu pięć
lat. Wyglądała na około trzydzieści lat. Miała włosy koloru
jasnej słomy ścięte do żuchwy, a szarozielone oczy schowane były
za dużymi okularami. Na pierwszy rzut oka widać było, że była
bardzo profesjonalna i formalna. Przedstawiła się uściskiem dłoni
z lekkim, prawie niewidocznym i wydaje mi się, że wymuszonym
uśmiechem. Drugie biurko było zawalone papierami, jednak nikt przy
nim nie siedział. Amanda podała mi kartkę z hasłami do maila i
stron. Teraz się zacznie. Muszę się skupić.
Edycja tekstów,
cholera, kto to w ogóle pisze?! Praktycznie całe artykuły
redagowane od początku. Westchnęłam głośno czytając ponownie
akapit. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam. Drzwi do biura
otworzyły się.
-Cholerny minister.
Mógłby czasem mówić prawdę – zrezygnowany, głęboki męski
głos rozniósł się po pokoju. Wzdrygnęłam się lekko.
-Cześć Michele –
zwrócił się do kobiety, uniosłam wzrok znad laptopa i zamarłam.
Tego się nie spodziewałam. Pan megaprzystojnybliźniakLiama pracuje
ze mną w biurze, a ja znów się na niego gapiłam. Jaka ty jesteś
głupia! Idiotka! Kolor włosów jest adekwatny do twojego poziomu
inteligencji.
-Nathan Duke –
wyciągnął rękę w moją stronę z dziwnym uśmiechem.
-Olivia Blake –
przedstawiłam się nie mogąc oderwać wzroku od jego pięknych
brązowych oczu. Jednak zachowałam trzeźwość umysłu i zabrałam
dłoń. Usiadłam na swoim krześle udając, że wszystko jest pod
kontrolą, jednak w mojej głowie szalał natłok myśli. Podoba mi
się tylko dlatego, że wygląda jak Liam, czy może też po prostu
lubię taki typ facetów? Co ja gadam, przecież wcale go nie znam.
Będziemy razem w biurze, to wszystko, kolega z pracy i tego się
trzymajmy. Dobrze, że Nathan szybko wyszedł z pomieszczenia i do
końca mojego pobytu w siedzibie My Town nie widziałam go.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz