Archive

niedziela, 31 sierpnia 2014

Numer 7

Ołówkowa czarna spódnica, jest!
Koszula, jest!
Czarne szpilki, są!
Jeszcze tylko lekki makijaż i włosy spięte w koński ogon i mogę wyruszać. Minęłam parę zakrętów i wsiadłam w tramwaj, który zawiózł mnie prawie pod samą siedzibę My Town. Weszłam do ogromnego szklanego budynku. Redakcja jest na ósmym piętrze, do windy. Pierwsze, drugie, trzecie. Jest. Stukot moich obcasów rozległ się po korytarzu. Denerwowałam się, bardzo! A co jak pójdzie źle? Jeżeli nie spodobam się im? Jeżeli nie spodoba się im forma mojego pisania?
-Panna Allen? - wysoka kobieta zwróciła się w moją stronę z lekkim uśmiechem. To mój czas, to ten czas, w którym mogę wypłynąć jako dziennikarka. Rozmowa, parę trudnych, parę dziwnie łatwych pytań. Chyba wybrnęłam. Pan Carter traktował mnie profesjonalnie i nie dawał mi żadnej ulgi, tak mi się wydawało. Zadzwonią, zadzwonią dziś. Czy nie tak się mówi tym, którzy się nie dostali? Chyba tak. Eh... Szłam do windy szybkim tempem, jakbym bała się tam być, jakbym bała się, że zaraz ktoś mnie zawoła i zada takie pytanie, na które nie będę w stanie odpowiedzieć. Metalowe drzwi otworzyły się, a przede mną ukazał się mężczyzna. Cholera to Liam, co on tu robi? Jednak po chwili przypatrywania się na niego odkryłam, że parę cech różni go od Hollawaya. Trochę jaśniejsze włosy, delikatniejszy wzrok, który, o cholera, tkwił na mnie! Chyba zorientował się, że na niego patrzę. Uśmiechnął się, no tak rozbawiłam go swoim idiotycznym zachowaniem. Kretynka! Szybko minęliśmy się w drzwiach dźwigu, nie patrzyłam na niego, skupiłam się na wciśnięciu przycisku, dzięki któremu udam się na parter, do wyjścia. Czemu są tacy podobni?! No niech was szlag Liamie Hollaway i przystojny nieznajomy. Niech was szlag!
Co chwilę zerkałam na ekran telefonu. Minęły dwie godziny od spotkania, dwie! Próbowałam już chyba wszystkiego by się uspokoić. Niestety nic nie pomagało. Krążyłam po domu sprawiając, że stukot obcasów odbijał się echem od ścian. Dzwoni! Dzwoni telefon?!
-Olivia Allen, słucham – powiedziałam szybko do słuchawki.
-Będę za piętnaście minut pod blokiem – znów ten Liam. Znów on.
-Nie mam czasu na to, cześć – szybko odłożyłam słuchawkę czekając na telefon, ten najważniejszy. Stukałam pomalowanymi na miętowy kolor paznokciami o stół. Dzwonek do drzwi? Dzwonek? Podniosłam się rzucając ostatnie spojrzenie na telefon, jakby miał zadzwonić w ostatnim momencie. Jeszcze spoglądając na blat stołu otworzyłam drzwi. Dopiero wtedy się odwróciłam.
-Dlaczego niby nie masz czasu? - szorstki głos rozniósł się po korytarzu. Zrobił krok do przodu, chciał wejść, więc wpuściłam go. Szybko ruszyłam do pokoju.
-Cóż za fantastyczny widok – mruknął, musiał patrzeć na mnie gdy szłam. No tak cały czas się nie przebrałam.
-Wyglądasz seksownie w tej spódnicy – stanął tuż za mną i wymruczał mi to do ucha. Wzdrygnęłam się czując jego oddech na mojej skórze. Ten ciepły oddech, to jedyna czuła rzecz w całym nim.
-Przestań Liam. Powiedziałam, że nie mam czasu – westchnęłam i usiadłam na krześle, by już nie stał za mną. Podciągnęłam trochę moją spódnicę i założyłam nogę na nogę.
-A ja pytałem, dlaczego? - spojrzał na mnie przenikliwie opierając dłonie o oparcie krzesła naprzeciwko mnie. Speszyłam się, zawsze tak było gdy na mnie patrzył. Delikatnie się zarumieniłam i odwróciłam wzrok.
-Czekam na ważny telefon – mruknęłam, dlaczego tak właściwie się tłumaczę?
-Ważniejszy ode mnie? - zapytał groźnie. Zacisnęłam palce na krańcu materiału mojej spódnicy.
-Liam wyobraź sobie, że nic nas nie łączy – mruknęłam wstając z krzesła. Chciałam przejść do kuchni, jednak chłopak skutecznie mnie zatrzymał i przyciągnął do siebie.
-Jeszcze zobaczymy – warknął patrząc na mnie tak bardzo przenikliwie. Po chwili stałam w salonie sama, całkiem sama. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk telefonu.
-Olivia Allen – przedstawiłam się gdy odebrałam połączenie.
-Witam, z tej strony Amanda Morled, sekretarka pana Cartera. Dzwonię w sprawie stażu w gazecie My Town. Została pani przyjęta i proszę się stawić w redakcji jutro o godzinie ósmej – usłyszałam przyjemny głos w słuchawce. Tak! Dostałam się! Dlaczego więc się jakoś nie cieszę tak jak powinnam?
-Przyjdę, oczywiście – uśmiechnęłam się jakby moja rozmówczyni miała to zobaczyć, na koniec rzuciła jedynie „do widzenia” i połączenie zakończyło się. Patrzyłam jeszcze na ekran telefonu, a dokładniej na numer Liama. Zadzwonić? Po jakimś czasie potrząsnęłam głową nie wierząc, że mogłam o tym myśleć.
To mój pierwszy dzień. Pierwsza poważna praca. To już nie zbieranie truskawek gdzieś daleko za granicą. Nie do końca wiedziałam, czy nadaję się do tej pracy. Moje biurko, moje własne. Co prawda, nie miałam własnego biura. Do pomieszczenia wprowadziła mnie Amanda, kazała mówić do siebie po imieniu. Stały tam trzy biurka koloru jasnego dębu. Za jednym z nich siedziała Michele Dolay, pracowała tu pięć lat. Wyglądała na około trzydzieści lat. Miała włosy koloru jasnej słomy ścięte do żuchwy, a szarozielone oczy schowane były za dużymi okularami. Na pierwszy rzut oka widać było, że była bardzo profesjonalna i formalna. Przedstawiła się uściskiem dłoni z lekkim, prawie niewidocznym i wydaje mi się, że wymuszonym uśmiechem. Drugie biurko było zawalone papierami, jednak nikt przy nim nie siedział. Amanda podała mi kartkę z hasłami do maila i stron. Teraz się zacznie. Muszę się skupić.
Edycja tekstów, cholera, kto to w ogóle pisze?! Praktycznie całe artykuły redagowane od początku. Westchnęłam głośno czytając ponownie akapit. Mam nadzieję, że niczego nie pominęłam. Drzwi do biura otworzyły się.
-Cholerny minister. Mógłby czasem mówić prawdę – zrezygnowany, głęboki męski głos rozniósł się po pokoju. Wzdrygnęłam się lekko.
-Cześć Michele – zwrócił się do kobiety, uniosłam wzrok znad laptopa i zamarłam. Tego się nie spodziewałam. Pan megaprzystojnybliźniakLiama pracuje ze mną w biurze, a ja znów się na niego gapiłam. Jaka ty jesteś głupia! Idiotka! Kolor włosów jest adekwatny do twojego poziomu inteligencji.
-Nathan Duke – wyciągnął rękę w moją stronę z dziwnym uśmiechem.

-Olivia Blake – przedstawiłam się nie mogąc oderwać wzroku od jego pięknych brązowych oczu. Jednak zachowałam trzeźwość umysłu i zabrałam dłoń. Usiadłam na swoim krześle udając, że wszystko jest pod kontrolą, jednak w mojej głowie szalał natłok myśli. Podoba mi się tylko dlatego, że wygląda jak Liam, czy może też po prostu lubię taki typ facetów? Co ja gadam, przecież wcale go nie znam. Będziemy razem w biurze, to wszystko, kolega z pracy i tego się trzymajmy. Dobrze, że Nathan szybko wyszedł z pomieszczenia i do końca mojego pobytu w siedzibie My Town nie widziałam go.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz